Za nami 2015 rok. Co nas czeka w obecnym?

Styczeń 07, 2016 16:11

W ubiegłym roku pierwszoplanową rolę odgrywały banki centralne. W połowie stycznia Szwajcarski Bank Centralny ogłosił że przestaje bronić kursu 1.20 na parze EUR/CHF, następnie Europejski Bank Centralny uruchomił pierwszy w strefie euro program skupu obligacji QE, a pod koniec roku Rezerwa Federalna zdecydowała się podnieść stopę funduszy federalnych po ponad 9 latach.

Chwilę grozy przeżyli wszyscy frankowicze na początku ub.r. Budząc się rano kurs pary CHF/PLN znajdował się w okolicach 3.50, a już popołudniu było to o 10 gr. więcej. SNB przestał bronić poziomu 1.20 na parze EUR/CHF i frank szwajcarski drastycznie umocnił się do wszystkich walut. Zdecydowanie można nazwać ten dzień czarnym czwartkiem na rynku walutowym.

Skąd taka nieoczekiwana decyzja Szwajcarów? SNB obawiając się dalszego osłabienia euro spowodowane działaniami EBC uznał, że musi skapitulować ze względu na bardzo duże rezerwy euro w bilansie banku. SNB prawdopodobnie i tak nie dałby rady utrzymać tego poziomu, ale styl w jakim zostało to zrobione daje wiele do życzenia.

Końcówka roku i znów na pierwszym planie bank centralny, tym razem Fed. W końcu inwestorzy doczekali się i amerykański bank centralny podniósł stopę funduszy federalnych o 25 p.b. do poziomu 0.25 -0.50%. Rezerwa Federalna zdecydowała się na ten krok po ponad 9 latach, kończąc tym samym siedmioletnią erę zerowych stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych.

W tym roku działania banków nie powinny powodować takich emocji. Fed będzie dalej podnosił stopę procentową, EBC przedłużył program QE do 2017 roku, a SNB przygląda się sytuacji i jest gotów reagować, o czym słyszymy na każdym posiedzeniu. Jedyne niespodzianki mogą nas czekać ze strony Ludowego Banku Chin, który może podjąć jakieś kroki w celu przeciwdziałania hamowaniu gospodarki Państwa Środka.

Problemy chińskiej gospodarki prawdopodobnie będą tematem numer jeden w 2016 roku. Chiny ewidentnie hamują, co już uwidoczniło się w 2015 roku, kiedy PKB spadło poniżej 7%, najniżej od ponad 6 lat. W bieżącym roku te problemy mogą się nasilić czego byliśmy świadkami kilka dni temu, gdy po słabych danych makroekonomicznych główne indeksy w Państwie Środka zanurkowały około 7%.

Z pewnością bardzo negatywne sygnały napływające z chińskiej gospodarki skłonią władze do działań. Może to być kolejna dewaluacja juana w celu poprawy konkurencyjności chińskiego eksportu, albo o czym się mówi juz jakiś czas chińskie QE. Doczekaliśmy się czasów, że Chińczycy muszą stymulować swoją gospodarkę, bo dostaje zadyszki, choć tempo wzrostu gospodarczego oscylujące w okolicach 7%, w ciemno wzięłyby wszystkie kraje europejskie, Stany Zjednoczone i wiele innych krajów.

Problemy chińskiej gospodarki z pewnością będą miały wpływ na rynki finansowe na całym świecie. Inwestorzy chociażby w tym tygodniu pokazali, jak mogą reagować poprzez ucieczkę od ryzykownych aktywów, taki jak waluty krajów wschodzących, akcje i przenosząc kapitał do tzw. bezpiecznych, czyli dolara amerykańskiego, jena japońskiego, franka szwajcarskiego, czy chociażby złota.

Niemniej jednak scenariusz nie musi być taki pesymistyczny. Nikt juz nie liczy, że Chiny znowu będą się rozwijać w tempie dwucyfrowym. Jeżeli nie będą napływać bardzo złe informacje w postaci znaczącego spadku PKB, produkcji przemysłowej, niespodziewanych działań władz chińskich, problemy Państwa Środka mogą być na jakiś czas zapomniane, tak jak było to w 2015 roku.

Bartosz Zawadzki
Szef Działu Analiz


To również Cię zainteresuje:

Ropa po 100 USD za baryłkę?
Czy nowoczesne metody inwestowania są dostępne dla każdego?
Kiepski rok złotego