Wojny walutowe. Finansowe potyczki największych gospodarek świata?

Październik 13, 2015 19:58

W dzisiejszych czasach coraz więcej słyszy się o tak zwanych wojnach walutowych. Czym tak naprawdę są wojny walutowe? Oczywiście z tradycyjną wojną nie mają nic wspólnego. Wojny walutowe odbywają się na rynkach finansowych, a dokładnie na rynku walutowym. Potęgi gospodarcze walczą o korzystny dla nich kurs rodzimej waluty wobec innych walut, ponieważ owy kurs ma ogromne znaczenie dla wymiany handlowej.

Wojny walutowe rozgrywają się tak naprawdę pomiędzy trzema potęgami światowymi, Chinami, Stanami Zjednoczonymi oraz Europą, a dokładniej strefą euro. Do grona głównych graczy biorących udział w wojnach walutowych należy dorzucić Szwajcarię oraz Japonię. Gospodarki obu tych krajów produkują bardzo dużo na eksport. Każdy z tych krajów walczy o osłabienie swojej waluty względem konkurenta. Mniejsza wartość waluty danego kraju oznacza niższe ceny dóbr eksportowych i odwrotnie. Jeżeli mamy do czynienia z aprecjacją waluty, czyli po prostu wzrostem jej wartości, eksport takiego kraju staje się mniej konkurencyjny względem pozostałych.

Do najsłynniejszych potyczek walutowych należy zaliczyć spory między pierwszą a drugą gospodarką świata, czyli między USA a Chinami, bądź Chinami a USA, niektórzy twierdzą, że Państwo Środka już teraz jest gospodarką numer jeden. Chińskie władze utrzymują sztywny kurs juana wobec dolara amerykańskiego. Amerykanie wielokrotnie oskarżali władze w Chinach o utrzymywanie zbyt wysokiego kursu dolara wobec chińskiej waluty. Państwo Środka ma dużą nadwyżkę handlową ze Stanami, czyli dużo więcej eksportuje do USA, niż importuje. Amerykanie obawiali się, że tanie chińskie wyroby mogą zagrażać lokalnym producentom oraz mogą powodować malejącą inflację, czego zresztą doświadczyli. W całej sprawie jest jeszcze inny wątek. Chińskie władze inwestowały w papiery wartościowe emitowane przez Stany Zjednoczone ogromne rezerwy dolarowe wynikające z eksportu do Ameryki. Wartość tych aktywów szacuje się na setki miliardów dolarów. Jest to potężna broń w rękach chińskich władz, może potężniejsza, niż niejedna armia. Niemniej jednak Chiny w końcu się ugięły i od 2005 roku wartość juana w stosunku do amerykańskiej waluty zaczęła rosnąć.

Jednak nic nie trwa więcej, a na pewno nie dwucyfrowa dynamika wzrostu gospodarczego w Chinach. Gospodarka Państwa Środka w ostatnim czasie przeżywa poważne problemy. PKB sukcesywnie spada. Ostatnie prognozy mówią, że chiński wzrost gospodarczy niedługo spadnie poniżej 7%, Polska i tym bardziej kraje Europy Zachodniej brałyby w ciemno takie wartości, a dla władz Chińskich przyzwyczajonych do dwucyfrowych odczytów, to bardzo zła informacja. Ludowy Bank Chin w sierpniu zdecydował się na dewaluację juana. Krok władz chińskich spowodował niemałe zamieszanie na rynkach i uświadomił, że Chińczycy będą grać swoją walutą, jeżeli uznają, że ich interesy są zagrożone.

W Stanach oraz w strefie euro obowiązuje kurs płynny, który jest kształtowany na rynku walutowym. Nie oznacza to wcale, że rządy i banki centralne tych krajów nie mają żadnych narzędzi kontroli oraz nie mogą wpływać na kurs swojej waluty. Bardzo luźna polityka pieniężna prowadzona przez FED, chociażby programy zwane QE, czyli skup obligacji od banków komercyjnych, żeby rozruszać akcje kredytową, oczywiście pośrednio wpływa na obniżenie wartości waluty. W momencie kiedy jest zwiększana w ogromny sposób podaż pieniądza musi to mieć negatywny wpływ na jego wartość. Rzecz jasna banki centralne zdają sobie z tego sprawę. Wiedzą również, że może to pobudzić eksport w krajach, w których zostały wprowadzone tego typu programy, co jest kolejnym argumentem za ich wdrażaniem.

Działania banków mają ogromny wpływ na zachowanie rynku walutowego. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że obecnie wpływają na każdy segment rynków finansowych. Trwająca hossa od sześciu lat na amerykańskich rynkach akcji również ma swoje fundamenty w działaniach FEDu. Spadek kursu pary EUR/USD do niemal parytetu w marcu br. był związany z wycofaniem się Rezerwy Federalnej z programu QE oraz zapowiedzią podwyżek stóp, a z drugiej strony rozpoczęciem identycznego programu skupu obligacji w strefie euro. Europejski Bank Centralny otwarcie mówił, że spadek wartości euro jest korzystną sytuacją.

Bartosz Zawadzki
Szef Działu Analiz

To również Cię zainteresuje:

Czy banki centralne trzymają rynek w garści, czy na odwrót?
Czy nowoczesne metody inwestowania są dostępne dla każdego?
Finansowy kataklizm Deutsche Banku