Jak długo deficyt budżetowy może utrzymywać świat?

Październik 15, 2015 10:31

Nie od dziś wiadomo, że państwa się zadłużają. Na potęgę. To, że Grecja jest zadłużona na wysokość 177% swojego PKB nic znaczy. Dlaczego? Bo w skali Europy, a tym bardziej świata grecka gospodarka nic nie znaczy. Co ciekawe Grecja wcale nie jest najbardziej zadłużonym krajem świata. Palma pierwszeństwa przysługuje bowiem… Japonii, która zadłużyła się na 230% PKB. Warto w tym miejscu pamiętać, że gospodarka kraju kwitnącej wiśni jest prawie dwadzieścia razy większa od greckiej. Rządy zadłużają się bezgranicznie i nic nie wskazuje na to, żeby globalnie miało się coś zmienić.

Trzecie miejsce pod tym względem zajmuje kolejna perła Strefy Euro czyli Włochy z zadłużeniem na poziomie 132%. 130% PKB zadłużenia posiada Portugalia. Kolejne trzy kraje z zadłużeniem przekraczającym sto procent to nie wiele znacząca Irlandia, rdzeń Unii Europejskiej czyli Belgia oraz największa gospodarka świata, czyli Stany Zjednoczone. Cała Strefa Euro zadłużona jest na prawie 92%, a Polska dzięki księgowemu obniżeniu swojego zadłużenia poprzez „skok" na OFE jest zadłużona jedynie na nieco ponad 50%.

Prawda jest taka, że zadłużenie tych państw jest niespłacalne (choć w kontekście Grecji zachodni przywódcy wciąż udają, że jest inaczej). Długi te rolowane są całymi latami i będą rolowane tak tylko jak to możliwe. Kiedy to się stanie będziemy mieli kryzys finansowy jakiego świat nie widział. Na razie jest to jednak bardzo odległa, wręcz futurystyczna wizja. Niewiele jest państw niemal niezadłużonych. Na tle wyróżnia się Arabia Saudyjska, która dzięki ogromnym wpływom z ropy naftowej zadłużać się niemal nie musiała. Jej dług wynosi 1,6%, jednak z powodu bessy na rynku ropy i tam finansowe El Dorado mocno zgrzyta. Geneza problemu jest skrajnie prozaiczna – budżetami rządzą politycy. Politycy chcą utrzymać się u władzy. Żeby utrzymać się u władzy trzeba zdobyć głosy. Łatwiej jednak je kupić, ponieważ zdobycie głosów wymaga ciężkiej pracy. A najlepsze w tym jest, że rządy nie wydają swoich pieniędzy. Najłatwiej wydawać pieniądze „państwowe", bo „państwowe" to w tym rozumowaniu niczyje. Więc trzeba zainwestować jak najwięcej, żeby było ładnie, nowocześnie, „na bogato", nie ważne czy z sensem. A oprócz tego trzeba jak najwięcej rozdać jak największej ilości ludzi. Żeby było dostatniej. Każdy, kto choć na kilometr zbliżył się czy to do finansów, czy lepiej do makroekonomii wie, że kredyty powinno się brać na inwestycje. Inwestycje te mają zarobić na spłacenie kredytu (w przypadku państwa na wzrost PKB) i mają jeszcze być (w możliwie jak najwyższym stopniu) zabezpieczeniem kredytu. Niestety tak się nie dzieje. Skrajnym przypadkiem jest Japonia, której dług rośnie systematycznie od prawie 30 lat, a PKB jest na poziomie z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Niestety nic nie trwa wiecznie, a spirala zadłużenia tylko się nakręca.

W naszym kraju rządzący zorganizowali „skok" na Otwarte Fundusze Emerytalne. Zabrali stamtąd większość pieniędzy, przeksięgowali na konta Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (przez złośliwych nazywanym Zakładem Utylizacji Szmalu – stwierdzenie to, choć mało poważne, całkiem trafnie opisuje sytuację) i radośnie oznajmili, że Unia Europejska zdjęła z Polski Procedurę Nadmiernego Deficytu. Dzięki temu można więcej rozdać! No i rozdają. Rząd rozdaje bo rządzi, więc rozdawać może i obiecuje, że jak na początku listopada dalej będzie rządem to rozda więcej (projekt budżetu Platformy Obywatelskiej na przyszły rok przewiduje prawie 55 miliardów deficytu. Czy partie opozycyjne głównego nurtu podchodzą do sprawy rozsądniej? Bynajmniej. Przerzucają się pomysłami jak dużo rozdać i komu. Dotarliśmy do takiego momentu w historii polskiej demokracji, że powinniśmy liczyć na to, że politycy po raz kolejny nas oszukają. Jeśli zrobią co obiecują, Skarb Państwa za kilka lat wybuchnie jak Rotunda PKOw 1979 roku.

Krok w drugą stronę zrobiła Wielka Brytania. Parlament w Londynie przegłosował właśnie ustawę, która zobowiązuje wszystkie kolejne brytyjskie rządy do utrzymania wydatków na poziomie przychodów, a nawet do wypracowywania nadwyżki budżetowej. W skrócie – zakaz deficytu. Choć brytyjski parlament zostawił sobie furtkę w postaci możliwości zawieszenia przepisów w przypadku krytycznych sytuacji", jest to krok na przód. Wielka Brytania jest zadłużona na prawie 90% PKB.

Brak możliwości zadłużania się stabilnych gospodarek powinno sprzyjać bardziej racjonalnemu wydawaniu publicznych pieniędzy i zrzucaniu problemów na przyszłych rządzących (w przypadku gospodarek rozwijających się jest to nie możliwe, szybkie odrabianie strat względem państw rozwiniętych, bo korzystania z finansowania zewnętrznego jest na dobrą sprawę nie możliwe). Wypracowywanie nadwyżki budżetowej (oczywiście nie przypłacając ograniczenia wydatków budżetowych spadkiem PKB) powinno też stawiać daną gospodarkę w lepszym świetle, a tym samym umacniać jej walutę. Przykładowo długoterminowe wypracowywanie nadwyżki budżetowej przez Wielką Brytanię, która tym samym ogromnie wyróżniałaby się na tle Unii Europejskiej, przy jednoczesnym rozpoczęciu cyklu podnoszenia stóp procentowych powinna umacniać Funta szterlinga. W przypadku pary funta brytyjskiego z dolarem amerykańskim oznaczało by to co najmniej utrzymanie w środku szerokiej konsolidacji i to mimo niemal pewnego podniesienia stóp w USA najpóźniej w przeciągu kilku miesięcy. Długoterminowo z kolei byki mogłyby zaatakować nawet rejon 1,70, bo w końcu nie ma lepszej gospodarki niż samofinansująca się gospodarka rozwinięta, dodatkowo w niskim stopniu uzależniona od surowców.

Maciej Panek
Analityk Rynków Finansowych

To również Cię zainteresuje:

Wojny walutowe. Finansowe potyczki największych gospodarek świata?
Czy nowoczesne metody inwestowania są dostępne dla każdego?
Czy banki centralne trzymają rynek w garści, czy na odwrót?